18-06-2012
zmień rozmiar tekstu
A+ A-
Osoby po sześćdziesiątce niechętnie udają się do lekarzy, bo nie chcą uchodzić za ludzi, którzy przesadnie troszczą się o swoje zdrowie, wynika z brytyjskiego sondażu.
„Nie lubię chodzić po lekarzach", „a w czym pomoże mi lekarz, na starość zawsze coś dolega", to powszechnie słyszane frazy wśród polskich pacjentów. Jak się okazuje, opinie tego rodzaju nie są naszą narodową specyfiką, Brytyjczycy też wolą unikać . Szczególnie osoby starsze rezygnują z regularnego odwiedzania placówek medycznych, bo nie chcą być uważane za hipochondryków.
Z ankiety brytyjskiego departamentu zdrowia wynika, że jedna trzecia osób w wieku powyżej sześćdziesięciu lat odkłada zobaczymy wizyty u lekarza rodzinnego w nadziei, że dolegliwość, z którą się zmagają, sama przejdzie.
Niemal dwie trzecie respondentów (62 proc.) uważa, że po sześćdziesiątce problemy zdrowotne są czymś nieodzownym. Taka opinia przeważa wśród mężczyzn - podziela ją aż 71 proc. panów.
Około 50 proc. badanych obawia się o to, że mogą być postrzegani jako hipochondrycy, bądź ludzie, którzy marnują czas innych.
Co szczególnie niepokojące, jedna na dziesięć osób ankietowanych woli nie wiedzieć czy problem, z jakim się boryka, jest poważny.
- Nie twierdzimy, że ciało nie zmienia się wraz z wiekiem, oczywiście, że tak, ale to nie oznacza możliwości bagatelizowania wszelkich nietypowych bólów czy innych dolegliwości - ostrzegają eksperci. - Nie można chować głowy w piasek - dodają.
Przede wszystkim, mówią autorzy badań, sześćdziesięciolatkowie powinni przestać uważać, że są niewygodnymi pacjentami. Obecnie najczęstsze słowa po wejściu do gabinetu brzmią: „przepraszam, że przeszkadzam". Należy zmienić sposób myślenia starszych pacjentów o tym, czego powinni oczekiwać od służby zdrowia, wskazują badacze.